Prima Aprilis.
Czyli oficjalne święto oszukiwania. Udawania. Żartowania.
Raz w roku można legalnie i z rozgrzeszeniem wcielić się w kogoś innego, zagrać emocję, której się nie czuje, opowiedzieć historię, która brzmi tak wiarygodnie, że… nawet najostrożniejsi się łapią.
A potem, gdy już wszyscy połkną haczyk – wypalić: „Prima aprilis!”
Śmiech. Ulga. Albo… złość. (Zależy jak kto znosi to, że dał się nabrać.)
Raz w roku można. Tylko…
Co jeśli takie „prima aprilis” trwa dłużej niż jeden dzień?
Co jeśli rola, w którą wchodzisz, nie kończy się wieczorem?
Co jeśli emocje, które pokazujesz, nie są Twoje – ale tak się nauczyłeś funkcjonować, by przetrwać, pasować, nie zawieść oczekiwań?
Zdarza Ci się obserwować świat i czekać, aż ktoś powie:
„Spokojnie, to żart. Czas sie śmiać”??? – Mi też
Albo spojrzeć w lustro z pytaniem:
„Jak długo jeszcze będę „musiał(a)” udawać /tkwić w tej rzeczywistości/ się uśmiechać/ etc.?”
I… czy potrafię jeszcze rozpoznać i oddzielić to co jest naprawdę moje – a co jest odpowiedzią na oczekiwanie, jakąś rolą, koniecznością?
Zwłaszcza dziś, w dobie AI , zabawa w „fools day” zdaje się nie mieć limitu.
A przecież, jak w prima aprilis – dla wspólnego śmiechu potrzebny jest moment prawdy. Powrót do autentyczności – Do siebie.
Dobrego dnia – niezależnie od tego, czy i jaką rolę dziś grasz, czy może właśnie z niej wychodzisz.
A jeśli czujesz, że chcesz inaczej. Zapraszam do kontaktu.